Poza tym kto lepiej niż producenci akumulatorów znają swoje potrzeby?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ustawa o bateriach i akumulatorach, której nowelizację forsuje Ministerstwo Środowiska pokazuje sposób tworzenia w Polsce prawa. Dwa elementy są tu najważniejsze: całkowita nieświadomość posłów i senatorów za czym głosują oraz gra grup interesu, która decyduje o ostatecznym kształcie ustawy.
Materiał pochodzi w z strony internetowej Gazety Wyborczej, publikacja w małym fragmencie ma charakter cytatu i nie narusza praw autorskich
Źródło: tu
Archiwum tekstu:
Wczesną wiosną 2009 roku Sejm pracował nad ustawą o bateriach i akumulatorach, by dostosować polskie przepisy do wymagań dyrektywy unijnej 2006/66/WE z 6 września 2006 roku. Dyrektywa nakazuje, by państwa członkowskie podjęły środki w celu odzyskiwania zużytych baterii i akumulatorów, unieszkodliwiania ich i recyklingu. Dyrektywa nie precyzuje, w jaki sposób ma być zorganizowany recykling, stwierdza jedynie: "Wszystkie zainteresowane strony powinny mieć możliwość uczestniczenia w systemach zbierania, przetwarzania i recyklingu. Systemy te powinny być tak zaprojektowane, aby uniknąć dyskryminacji w stosunku do przywożonych baterii i akumulatorów, ograniczeń w handlu i zakłóceń konkurencji".
Poprawka senatora Grzyba
Sejm przyjął ustawę 5 marca 2009 roku i przesłał do Senatu. Ze stenogramów posiedzeń połączonych komisji senackich Środowiska i Gospodarki Narodowej nie wynika, by ustawa budziła większe zainteresowanie. Na posiedzeniu obecne były także osoby, zainteresowane określonym kształtem ustawy: Stowarzyszenia Producentów i Importerów Baterii Małogabarytowych w Polsce "Polskie Baterie", Polskiej Izby Gospodarczej "Ekorozwój" oraz zarejestrowanej firmy lobbistycznej Center European Consulting.
25 marca w komisjach senatorowie złożyli 9 poprawek. Kilka złożył senator Platformy Obywatelskiej Andrzej Grzyb - z wykształcenia polonista, z zawodu literat. Wśród nich poprawkę do artykułu 63 następującej treści: "Akumulatory samochodowe kwasowo-ołowiowe, zużyte baterie przemysłowe kwasowo-ołowiowe lub zużyte akumulatory przemysłowe kwasowo-ołowiowe poddawane są przetwarzaniu wyłącznie w zakładzie przetwarzania prowadzącym również recykling ołowiu i jego związków oraz tworzyw sztucznych".
- Zna się Pan na akumulatorach? - pytam senatora Grzyba.
- Korzystałem z przedstawionych mi ekspertyz - mówi senator. - Przekonały mnie o konieczności wprowadzenia tej poprawki.
- Czyje ekspertyzy?
- Nie pamiętam, minęło przeszło 3 lata. Były to ekspertyzy zarówno ekologów, jak i organizacji reprezentujących branżę.
Poprawka nie wzbudziła większych emocji. Senatorowie przyjęli ją bez dyskusji zarówno w komisjach, jak i na posiedzeniu plenarnym Senatu. Potem poprawki Senatu głosowane były w Sejmie, który je przyjął, bez jednego głosu sprzeciwu!
Można wątpić, by parlamentarzyści wiedzieli za czym głosują. Poprawka Grzyba całkowicie zmieniała sytuację firm, zajmujących się utylizacją zużytych baterii i akumulatorów.
W akumulatorze najcenniejszy jest ołów, który po odzyskaniu można sprzedać do punktu skupu lub bezpośrednio do huty. Kwas siarkowy, siarczan ołowiu i pasta ołowiowa - wyjątkowo szkodliwe dla środowiska - muszą być utylizowane, co kosztuje. Przed przyjęciem ustawy utylizacją akumulatorów zajmowało się wiele małych, czasami działających w szarej strefie firm. Odzyskiwały ołów. A co robiły z resztą, można się tylko domyślić.
W 2011 roku do obrotu wprowadzono 406 mln sztuk baterii i akumulatorów o łącznej wadze 91789 ton. Przy zakupie akumulatora pobierana jest kaucja - 50 zł - która ma zachęcić do oddawania do legalnego punktu utylizacji.
Legalnie przetwarzaniem baterii i akumulatorów zajmują się w Polsce 23 podmioty gospodarcze. Pojęcie "legalnie" wymaga jednak doprecyzowania. Chodzi o firmy posiadające odpowiednią decyzję marszałka województwa oraz wpisane przez głównego inspektora ochrony środowiska do rejestru przedsiębiorców, wypełniając warunki ustawy.
Tyle że warunki ustawy wypełniają obecnie tylko 3 firmy, a konkurencja twierdzi, że także one raczej je naginają niż wypełniają.
Poprawka senatora Grzyba oznacza, że utylizacja i recykling akumulatorów muszą być wykonywane w zamkniętym obiegu. Większość firm utylizuje w obiegu otwartym, to znaczy - rozbiera akumulator na części i niektóre elementy sprzedaje, a inne utylizuje. To stwarza zagrożenie dla środowiska. Odpowiednie instytucje powinny kontrolować, czy szkodliwe elementy są bezpiecznie utylizowane, ale przy otwartym obiegu możliwość kontroli jest znacznie mniejsza.
Racja ekologów zderza się z racją wolności gospodarczej. Zbudowanie linii utylizacji akumulatorów w obiegu zamkniętym - między innymi huty przetapiającej ołów - wymaga dużych nakładów. Stać na to kilka firm. Ustawa w obecnym kształcie jest w stosunku do dyrektywy unijnej ponadstandardowa. Dyrektywa nie wymaga zamkniętego obiegu utylizacji akumulatorów, a jedynie kontroli nad całym procesem.
Interpelacja Pani poseł
15 marca 2011 r. pani poseł Danuta Pietraszewska z Platformy Obywatelskiej zgłosiła do ministra środowiska interpelację w sprawie firmy Loxa sp. z o.o., która zajmuje się między innymi utylizacją akumulatorów. Z treści pisma można wnioskować, że interpelację zredagowała sama firma. Znalazło się w niej takie zdania: „Decyzję taka uzyskaliśmy”. Chodzi o decyzję, dotyczącą zgody budowę instalacji do rafinacji i wytopu ołowiu. A dalej pani poseł żali się: „Na ostatnim etapie prac legislacyjnych zmieniono kluczowy dla nas (!) zapis art. 63 ust. 2 ustawy o bateriach i akumulatorach - pojawił się wprowadzony dopiero poprawką Senatu do ustawy przyjętej już przez Sejm nowy zapis ustawowy dopuszczający przetwarzanie zużytych akumulatorów i baterii wyłącznie przez przedsiębiorców prowadzących równocześnie recykling ołowiu i jego związków ( ) Kwestionowany art. 63 wszedł już w życie po upływie 14 dni od ogłoszenia ustawy, bez żadnego okresu przejściowego dla podmiotów będących w trakcie uzyskiwania wymaganego pozwolenia zintegrowanego”
Pani poseł pisze to w pierwszej osobie, jakby się całkowicie utożsamiała z firmą Loxa. Co ciekawe, 2 lata wcześniej głosowała za rozwiązaniami, przeciwko który teraz protestuje.
- To nieporozumienie - mówi pani poseł. - Prosty błąd stylistyczny.
Wczesną wiosną 2009 roku Sejm pracował nad ustawą o bateriach i akumulatorach, by dostosować polskie przepisy do wymagań dyrektywy unijnej 2006/66/WE z 6 września 2006 roku. Dyrektywa nakazuje, by państwa członkowskie podjęły środki w celu odzyskiwania zużytych baterii i akumulatorów, unieszkodliwiania ich i recyklingu. Dyrektywa nie precyzuje, w jaki sposób ma być zorganizowany recykling, stwierdza jedynie: "Wszystkie zainteresowane strony powinny mieć możliwość uczestniczenia w systemach zbierania, przetwarzania i recyklingu. Systemy te powinny być tak zaprojektowane, aby uniknąć dyskryminacji w stosunku do przywożonych baterii i akumulatorów, ograniczeń w handlu i zakłóceń konkurencji".
Poprawka senatora Grzyba
Sejm przyjął ustawę 5 marca 2009 roku i przesłał do Senatu. Ze stenogramów posiedzeń połączonych komisji senackich Środowiska i Gospodarki Narodowej nie wynika, by ustawa budziła większe zainteresowanie. Na posiedzeniu obecne były także osoby, zainteresowane określonym kształtem ustawy: Stowarzyszenia Producentów i Importerów Baterii Małogabarytowych w Polsce "Polskie Baterie", Polskiej Izby Gospodarczej "Ekorozwój" oraz zarejestrowanej firmy lobbistycznej Center European Consulting.
25 marca w komisjach senatorowie złożyli 9 poprawek. Kilka złożył senator Platformy Obywatelskiej Andrzej Grzyb - z wykształcenia polonista, z zawodu literat. Wśród nich poprawkę do artykułu 63 następującej treści: "Akumulatory samochodowe kwasowo-ołowiowe, zużyte baterie przemysłowe kwasowo-ołowiowe lub zużyte akumulatory przemysłowe kwasowo-ołowiowe poddawane są przetwarzaniu wyłącznie w zakładzie przetwarzania prowadzącym również recykling ołowiu i jego związków oraz tworzyw sztucznych".
- Zna się Pan na akumulatorach? - pytam senatora Grzyba.
- Korzystałem z przedstawionych mi ekspertyz - mówi senator. - Przekonały mnie o konieczności wprowadzenia tej poprawki.
- Czyje ekspertyzy?
- Nie pamiętam, minęło przeszło 3 lata. Były to ekspertyzy zarówno ekologów, jak i organizacji reprezentujących branżę.
Poprawka nie wzbudziła większych emocji. Senatorowie przyjęli ją bez dyskusji zarówno w komisjach, jak i na posiedzeniu plenarnym Senatu. Potem poprawki Senatu głosowane były w Sejmie, który je przyjął, bez jednego głosu sprzeciwu!
Można wątpić, by parlamentarzyści wiedzieli za czym głosują. Poprawka Grzyba całkowicie zmieniała sytuację firm, zajmujących się utylizacją zużytych baterii i akumulatorów.
W akumulatorze najcenniejszy jest ołów, który po odzyskaniu można sprzedać do punktu skupu lub bezpośrednio do huty. Kwas siarkowy, siarczan ołowiu i pasta ołowiowa - wyjątkowo szkodliwe dla środowiska - muszą być utylizowane, co kosztuje. Przed przyjęciem ustawy utylizacją akumulatorów zajmowało się wiele małych, czasami działających w szarej strefie firm. Odzyskiwały ołów. A co robiły z resztą, można się tylko domyślić.
W 2011 roku do obrotu wprowadzono 406 mln sztuk baterii i akumulatorów o łącznej wadze 91789 ton. Przy zakupie akumulatora pobierana jest kaucja - 50 zł - która ma zachęcić do oddawania do legalnego punktu utylizacji.
Legalnie przetwarzaniem baterii i akumulatorów zajmują się w Polsce 23 podmioty gospodarcze. Pojęcie "legalnie" wymaga jednak doprecyzowania. Chodzi o firmy posiadające odpowiednią decyzję marszałka województwa oraz wpisane przez głównego inspektora ochrony środowiska do rejestru przedsiębiorców, wypełniając warunki ustawy.
Tyle że warunki ustawy wypełniają obecnie tylko 3 firmy, a konkurencja twierdzi, że także one raczej je naginają niż wypełniają.
Poprawka senatora Grzyba oznacza, że utylizacja i recykling akumulatorów muszą być wykonywane w zamkniętym obiegu. Większość firm utylizuje w obiegu otwartym, to znaczy - rozbiera akumulator na części i niektóre elementy sprzedaje, a inne utylizuje. To stwarza zagrożenie dla środowiska. Odpowiednie instytucje powinny kontrolować, czy szkodliwe elementy są bezpiecznie utylizowane, ale przy otwartym obiegu możliwość kontroli jest znacznie mniejsza.
Racja ekologów zderza się z racją wolności gospodarczej. Zbudowanie linii utylizacji akumulatorów w obiegu zamkniętym - między innymi huty przetapiającej ołów - wymaga dużych nakładów. Stać na to kilka firm. Ustawa w obecnym kształcie jest w stosunku do dyrektywy unijnej ponadstandardowa. Dyrektywa nie wymaga zamkniętego obiegu utylizacji akumulatorów, a jedynie kontroli nad całym procesem.
Interpelacja Pani poseł
15 marca 2011 r. pani poseł Danuta Pietraszewska z Platformy Obywatelskiej zgłosiła do ministra środowiska interpelację w sprawie firmy Loxa sp. z o.o., która zajmuje się między innymi utylizacją akumulatorów. Z treści pisma można wnioskować, że interpelację zredagowała sama firma. Znalazło się w niej takie zdania: „Decyzję taka uzyskaliśmy”. Chodzi o decyzję, dotyczącą zgody budowę instalacji do rafinacji i wytopu ołowiu. A dalej pani poseł żali się: „Na ostatnim etapie prac legislacyjnych zmieniono kluczowy dla nas (!) zapis art. 63 ust. 2 ustawy o bateriach i akumulatorach - pojawił się wprowadzony dopiero poprawką Senatu do ustawy przyjętej już przez Sejm nowy zapis ustawowy dopuszczający przetwarzanie zużytych akumulatorów i baterii wyłącznie przez przedsiębiorców prowadzących równocześnie recykling ołowiu i jego związków ( ) Kwestionowany art. 63 wszedł już w życie po upływie 14 dni od ogłoszenia ustawy, bez żadnego okresu przejściowego dla podmiotów będących w trakcie uzyskiwania wymaganego pozwolenia zintegrowanego”
Pani poseł pisze to w pierwszej osobie, jakby się całkowicie utożsamiała z firmą Loxa. Co ciekawe, 2 lata wcześniej głosowała za rozwiązaniami, przeciwko który teraz protestuje.
- To nieporozumienie - mówi pani poseł. - Prosty błąd stylistyczny.
- Dlaczego interpelowała pani w sprawie ustawy, za którą dwa lata wcześniej głosowała?
- Przekonali mnie przedstawiciele firmy Loxa - dużego producenta akumulatorów. Rozpoczęli inwestycję, na którą dostali dofinansowanie z funduszy unijnych, wydali duże pieniądze, a ustawa może to wszystko zniszczyć. Loxa jest jednym z większych pracodawców w powiecie myszkowskim. To mój okręg wyborczy i interweniuje u mnie wiele osób. Wiem, że Loxa starała się zainteresować swoją sprawą wiele osób.
- Przekonali mnie przedstawiciele firmy Loxa - dużego producenta akumulatorów. Rozpoczęli inwestycję, na którą dostali dofinansowanie z funduszy unijnych, wydali duże pieniądze, a ustawa może to wszystko zniszczyć. Loxa jest jednym z większych pracodawców w powiecie myszkowskim. To mój okręg wyborczy i interweniuje u mnie wiele osób. Wiem, że Loxa starała się zainteresować swoją sprawą wiele osób.
- Ma pani z tą firmą jakieś osobiste powiązania?
- Absolutnie nie.
O dziwo, w sprawie firmy Loxa zapytanie poselskie złożył kolejny poseł Platformy Obywatelskiej Ireneusz Raś. 25 lipca 2011 r. pisał do ministra środowiska: "Uprzejmie informuję, iż w czasie jednego z moich dyżurów poselskich przeprowadziłem rozmowę na temat wniosku Polskiej Izby Gospodarczej Ekorozwój skierowanego do Pana Ministra o podjęcie z urzędu czynności mających na celu zweryfikowanie zgodności z powszechnie obowiązującymi przepisami działalności firmy Loxa sp. z o.o. z siedzibą przy ul. Myszkowskiej 61 w Żarkach w zakresie gospodarowania odpadami. Jak twierdzi wnioskodawca, istnieje podejrzenie o nieprawidłowości w działaniu tej firmy".
Loxa z jednej strony ma uprawnienia, przyznane przez odpowiednie władze do dokonywania utylizacji akumulatorów, z drugiej zaś nie ma wyposażenia niezbędnego do utylizacji w zamkniętym obiegu. Kierownicy firmy przyznają, że łamią ustawą, choć są przekonani, że nie łamią prawa, gdyż mają stosowne zezwolenia!
A w tle interesy
Podsumujmy: senator PO zgłasza nieoczekiwaną poprawkę do ustawy, która zostaje przyjęta jednogłośnie. Potem pani posłanka PO protestuje przeciwko ustawie, za którą była 2 lata wcześniej, a kolejny poseł PO informuje ministra środowiska, że istnieje podejrzenie popełnienia łamania prawa przez firmę, za którą wstawia się pani posłanka PO.
Ale interpelacja pani posłanki Pietraszewskiej przyniosła rezultaty. W Sejmie z kopyta ruszył proces legislacyjny, mający na celu odwrócenie poprawki senatora Grzyba. Już w lipcu 2011 roku kilkunastu posłów PO, reprezentowanych przez panią posłankę złożyło do marszałka Sejmu projekt ustawy, zmieniającej ustawę poprzednią. W projekcie poselskim zapisano: "Zużyte baterie samochodowe ( )akumulatory samochodowe ( ) baterie przemysłowe kwasowo-ołowiowe, ( ) akumulatory przemysłowe ( ) poddawane są przetwarzaniu wyłącznie w zakładzie przetwarzania, który zapewnia co najmniej przekazanie powstałych w wyniku przetwarzania frakcji zawierających ołów i jego związki oraz frakcji tworzyw sztucznych odpowiednio najbliżej położonym posiadaczom odpadów prowadzącym recykling ołowiu i jego związków lub recykling tworzyw sztucznych".
Innymi słowy, ma być recykling, ale nie koniecznie w jednym zakładzie i jednej firmie.
Projekt został złożony zbyt późno, by doczekał się uchwalenia. Kadencja skończyła się jesienią i projekt poszedł do kosza. Teraz jednak został podjęty przez Ministerstwo Środowiska, które zwykle dba (czasami przesadnie) o ekologię, ale tym razem ku rozpaczy ekologów stanęło po stronie wolności gospodarczych. Przygotowana przez ministerstwo nowelizacja jest nieco szersza, ale tak naprawdę chodzi o jedno: wycofanie zapisu o zamkniętym obiegu utylizacji akumulatorów i baterii.
- Jak pan skomentuje projekt Ministerstwa Środowiska w sprawie akumulatorów? - pytam senatora Grzyba.
- Nie śledzę tej sprawy. Chyba idzie w dobrą stronę.
- Ale on oznacza wycofanie pana poprawki, z 2009 roku.
- Zapoznam się z nim i jeżeli uznam, że tak jest w rzeczywistości, znów zgłoszę poprawkę.
Poza senatorem Grzybem projekt nowelizacji budzi ogromne namiętności. W prasie znalazłem kilkanaście tekstów na ten temat, w tym dwie duże dyskusje redakcyjne. Było też kilka audycji radiowych i telewizyjnych. Świadczy to o dużej aktywności organizacji, reprezentujących interesy określonych firm. Jedni występują w maskach obrońców środowiska inni obrońców wolnej przedsiębiorczości. Nie opowiadam się po żadnej stronie. Bulwersuje mnie tylko sposób tworzenia w Polsce prawa.
- Absolutnie nie.
O dziwo, w sprawie firmy Loxa zapytanie poselskie złożył kolejny poseł Platformy Obywatelskiej Ireneusz Raś. 25 lipca 2011 r. pisał do ministra środowiska: "Uprzejmie informuję, iż w czasie jednego z moich dyżurów poselskich przeprowadziłem rozmowę na temat wniosku Polskiej Izby Gospodarczej Ekorozwój skierowanego do Pana Ministra o podjęcie z urzędu czynności mających na celu zweryfikowanie zgodności z powszechnie obowiązującymi przepisami działalności firmy Loxa sp. z o.o. z siedzibą przy ul. Myszkowskiej 61 w Żarkach w zakresie gospodarowania odpadami. Jak twierdzi wnioskodawca, istnieje podejrzenie o nieprawidłowości w działaniu tej firmy".
Loxa z jednej strony ma uprawnienia, przyznane przez odpowiednie władze do dokonywania utylizacji akumulatorów, z drugiej zaś nie ma wyposażenia niezbędnego do utylizacji w zamkniętym obiegu. Kierownicy firmy przyznają, że łamią ustawą, choć są przekonani, że nie łamią prawa, gdyż mają stosowne zezwolenia!
A w tle interesy
Podsumujmy: senator PO zgłasza nieoczekiwaną poprawkę do ustawy, która zostaje przyjęta jednogłośnie. Potem pani posłanka PO protestuje przeciwko ustawie, za którą była 2 lata wcześniej, a kolejny poseł PO informuje ministra środowiska, że istnieje podejrzenie popełnienia łamania prawa przez firmę, za którą wstawia się pani posłanka PO.
Ale interpelacja pani posłanki Pietraszewskiej przyniosła rezultaty. W Sejmie z kopyta ruszył proces legislacyjny, mający na celu odwrócenie poprawki senatora Grzyba. Już w lipcu 2011 roku kilkunastu posłów PO, reprezentowanych przez panią posłankę złożyło do marszałka Sejmu projekt ustawy, zmieniającej ustawę poprzednią. W projekcie poselskim zapisano: "Zużyte baterie samochodowe ( )akumulatory samochodowe ( ) baterie przemysłowe kwasowo-ołowiowe, ( ) akumulatory przemysłowe ( ) poddawane są przetwarzaniu wyłącznie w zakładzie przetwarzania, który zapewnia co najmniej przekazanie powstałych w wyniku przetwarzania frakcji zawierających ołów i jego związki oraz frakcji tworzyw sztucznych odpowiednio najbliżej położonym posiadaczom odpadów prowadzącym recykling ołowiu i jego związków lub recykling tworzyw sztucznych".
Innymi słowy, ma być recykling, ale nie koniecznie w jednym zakładzie i jednej firmie.
Projekt został złożony zbyt późno, by doczekał się uchwalenia. Kadencja skończyła się jesienią i projekt poszedł do kosza. Teraz jednak został podjęty przez Ministerstwo Środowiska, które zwykle dba (czasami przesadnie) o ekologię, ale tym razem ku rozpaczy ekologów stanęło po stronie wolności gospodarczych. Przygotowana przez ministerstwo nowelizacja jest nieco szersza, ale tak naprawdę chodzi o jedno: wycofanie zapisu o zamkniętym obiegu utylizacji akumulatorów i baterii.
- Jak pan skomentuje projekt Ministerstwa Środowiska w sprawie akumulatorów? - pytam senatora Grzyba.
- Nie śledzę tej sprawy. Chyba idzie w dobrą stronę.
- Ale on oznacza wycofanie pana poprawki, z 2009 roku.
- Zapoznam się z nim i jeżeli uznam, że tak jest w rzeczywistości, znów zgłoszę poprawkę.
Poza senatorem Grzybem projekt nowelizacji budzi ogromne namiętności. W prasie znalazłem kilkanaście tekstów na ten temat, w tym dwie duże dyskusje redakcyjne. Było też kilka audycji radiowych i telewizyjnych. Świadczy to o dużej aktywności organizacji, reprezentujących interesy określonych firm. Jedni występują w maskach obrońców środowiska inni obrońców wolnej przedsiębiorczości. Nie opowiadam się po żadnej stronie. Bulwersuje mnie tylko sposób tworzenia w Polsce prawa.
źródło gazeta wyborcza tu
Kaucja za brak zużytego akumulatora wynosi 30, oraz 35 (ak. przemysłowe) a nie 50 zł jak jest w tekście. A co do tworzenia prawa: Z jednej strony posłowie są reprezentantami narodu w sejmie i powinni bronić interesów swoich wyborców. Wszystko gra dopóki nie robią tego w zamian za korzyści majątkowe, lub inne korzyści. Z drugiej strony sami wybraliśmy do sejmu samych humanistów, więc kto ma się znać na ołowiu, polonista? Jaki sejm, takie tworzenie prawa. Kończąc - prawo ma być dla ludzi, a nie ludzie dla prawa.
OdpowiedzUsuń50zł było w tekście na Gazecie Wyborczej (podane jako źródło)
OdpowiedzUsuń